Mini-recenzja gry miejskiej „Spacerkiem po krakowskim Rynku”

Kiedy słyszymy o jakiejkolwiek ogólnodostępnej dla ludności 🙂 grze miejskiej, wiem, że nie może zabraknąć na niej delegacji naszego zespołu! Cały czas udoskonalamy nasz warsztat organizowania gier miejskich i każda taka gra może być źródłem jakiegoś nowego doświadczenia. A ponieważ dodatkowo sobota 16 marca była niezwykle słoneczna i optymistyczna, postanowiłam wybrać się na „spacerek po Rynku”;) Gra, o której informacje znalazłam na stronie Zamku Królewskiego na Wawelu, jest wydarzeniem towarzyszącym konkursowi wiedzy o Krakowie przeznaczonemu dla dzieci w wieku szkolnym. Zabawa koordynowana jest przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe – Samodzielne Koło Terenowe nr 64 (http://www.sto64.krakow.pl).  Jednak gra określona została jako „rodzinna”, taka, w której będą uczestniczyć rodzice wraz z dziećmi, a i sami dorośli znajdą w niej coś dla siebie. Oczywiście nie będę zdradzać treści gry oraz jej tajników, wszak organizator mógłby sobie tego nie życzyć, pokażę tylko kilka zdjęć nie uchylających ani rąbka tajemnicy i pozwolę sobie na kilka zdań refleksji. No to zacznijmy od zdjęć:) Mój komentarz: „serce roście” patrząc na te całe rodziny bacznie przyglądające się zabytkowym kamienicom i z przejęciem wczytujące się w formularz gry… Super! Zresztą zobaczcie sami:

Formularz gry

gra miejska w Krakowie

Pięknie rozświetlony Rynek Główny – zaraz ruszam w trasę:)

Rynek w Krakowie podczas gry miejskiej 16 marca

Przed pałacem Krzysztofory – tam znajdowała się „recepcja” gry – płatności i odbiór formularzy

Uczestnicy krakowskiej gry miejskiej

No i zaczęli:) Az miło spojrzeć na zaangażowanie uczestników, tak dzieci jak i ich rodziców…

Uczestnicy gry miejskiej przed jedną z kamienic przy Rynku Głównym

Przed Pałacem pod Baranami…

Przed Pałacem pod Baranami w Krakowie

W trakcie gry…

Formularz gry miejskiej i Pałac Krzysztofory

 Na dziedzińcu Pałacu pod Baranami

Pałac pod Baranami Kraków, dziedziniec

Sprawdzanie treści jednej z tablic pamiątkowych…

Gra miejska w Krakowie - w trakcie sprawdzania treści pewnej tablicy

Punkt finałowy gry – sklep „rycerski”, z artykułami stylizowanymi na historyczne, przy Placu Mariackim

SAM_4941

Zastępca Mariusza Wollnego, autora powieści i nietuzinkowych przewodników po Krakowie, gospodarz sklepu „Kacper Ryx” zlokalizowanego w Kamienicy Hipolitów. Miało odbyć się spotkanie z Panem Mariuszem, jednak okazało się, że z powodu choroby musiał wydelegować zastępstwo…

SAM_4944

No i moja skromna osoba w sklepie, w którym można znaleźć sporo przepięknych i nietuzinkowych rzeczy, choć ceny nieco odstraszają;)

SAM_4952

  Cieszę się, że gry miejskie – także jako forma edukacji dla dzieci, forma powtórki wiadomości przydatnych do konkursy wiedzowego – zyskują na popularności. Takie niestandardowe metody kształcenia to konieczność w zmieniającym się świecie, w którym człowiek potrzebuje i poszukuje stale nowych bodźców i doświadczeń, a wiedzę najlepiej przyswaja nie tyle ucząc się w rozumieniu tradycyjnym, co raczej – doświadczając. Wskazują na to naukowcy, dość wspomnieć cykl Kolba pokazujący poszczególne fazy uczenia się, w których konkretne przeżycie i aktywne eksperymentowanie odgrywa niebagatelną rolę.  Poza tym rodzinna gra miejska to przyjemne z pożytecznym – daje ona możliwość twórczego i aktywnego spędzenia czasu w gronie najbliższych, poza tym integruje ze sobą uczestników:) Gra nie miała w scenariuszu punktów interaktywnych, obstawionych animatorami (poza finałem – w sklepie Ryxa), była to typowa gra edukacyjna z kartka i długopisem. Swoim zasięgiem obejmowała Rynek Główny, nie był to więc duży obszar, moim zdaniem czas, jaki określono na „przejście” gry był zdefiniowany nieco na wyrost, grę spokojnie można było  „rozegrać” w czasie krótszym. Uwaga- sugestia, jaka miałabym do tej konkretnej gry – o ile – z powodów finansowych – nie jesteśmy w stanie ulokować w grze animatorów (udział w grze to jedyne 10 zł za zespół, jak się domyślam  starczyło to ledwie na pokrycie kosztów druku i przygotowania gry), o tyle powinna być ona naszpikowana „interakcjami z odwiedzanymi lokalizacjami”. Może brzmi to nieco zawile, ale idea jest następująca: zadania w grze powinny być tak ułożone  żeby możliwie dużą część rozwiązań/odpowiedzi trzeba było odszukać na miejscu, na poczekaniu, obserwując dane miejsce, pytając kogoś na miejscu itd. Myślę, że w opisywanej grze nieco przeakcentowano warstwę „wiedzową”, bazującą na wiadomościach, które wszak oczywiście uczestnicy mieli utrwalać, jednak moim osobistym zdaniem – zbyt mało odpowiedzi wynikało bezpośrednio z doświadczenia, obserwacji itd. Dla mnie wskazówka metodologiczna jest następująca  gra miejska lub terenowa powinna być tak skonstruowana, żeby uczestnik miał poczucie, ze jego obecności w danych miejscach nie zastąpiłoby przeglądanie albumu ze zdjęciami lub czytanie informacji w Wikipedii;) (choć nie zawsze stosowanie się do tej zasady jest w pełni możliwe i zasadne;)) Tym niemniej trzeba brać poprawkę na fakt, że ta gra miała być realizowana w oparciu o wiedzę już posiadaną wcześniej przez uczestników i miała służyć jej utrwaleniu. Samo zakończenie gry byłoby na pewno bardziej efektowne, gdyby na miejscu był obecny Mariusz Wollny, ale co zrobić – choroba – siła wyższa. Młody chrześniak (?:)) reprezentował go jednak godnie, odpowiadał dzielnie na pytania i dystrybuował dodatkowe materiały informacyjne. Organizatorom przedsięwzięcia serdecznie gratuluję pomysłu i docenienia niestandardowej formy edukowania jaką może być gra miejska:) Marta                 Marta Frankowska-Luty Znajdź nas w Google+