Przy pierwszym punkcie nastąpiło chwilowe wyhamowanie tempa i – również tylko chwilowa – konsternacja. Okazało się, że był jakiś kłopot z kopertami z zagadką kierującą do następnego punktu. Jak się potem okazało, niektórzy opiekunowie mocno się zdenerwowali niezwykle serio traktując rywalizację, na szczęście wszystko skończyło się dobrze a i atmosfera prędko się rozładowała.
I kolejna informacja gdzie się udać… tym razem znowu należy iść/biec – daleko…
Punkt interaktywny w Jamie Michalika. Sami doskonale wiemy z własnego, także przewodnickiego doświadczenia, że nie jest to łatwy partner do współpracy;) Gospodarze tego magicznego miejsca niechętnie patrzą na turystów, którzy chcą tylko zobaczyć wnętrze, baz konsumpcji… no trudno, trzeba sobie jakoś radzić, dlatego interakcja miała miejsce w hallu. Jadnak mimo wszystko zabrakło mi w scenariuszu jakiegoś wzmocnienia akcentu na to miejsce, choćby skłonienia uczestników do zerknięcia na jakąkolwiek grafikę czy inny zabytkowy element wyposażenia… Ale za to:
mieliśmy degustacje ciasteczek typu pishinger i rozpoznawanie smaków:) Mnie trafił się kakaowy choć w moim odczuciu był bardziej waniliowy chyba?;) Tak czy inaczej przepyszny, lubimy takie zadania.
A to już pishingerki:) Mnie przypominają te, które można kupić za złotówkę ma sztuki w Krakowskim Kredensie, jednak to była ręczna robota organizatorów:)
Następne zadanie łączyło się z teatrem im. Juliusza Słowackiego, należało już od tych kreatywnych, należało bowiem – stojąc u wrót kawiarni teatralnej, zaprojektować logo takowej;)
I teatr w całej okazałości tego mroźnego dnia…
A to już chyba najbardziej kreatywne a jednocześnie – najprzyjemniejsze zadanie z całej gry. Wykorzystano tutaj hall Pałacu Sztuki przy Placu Szczepańskim, a uczestnicy tworzyli dzieła inspirowane wykonywana na żywo muzyką gitarową. Widziałam ogromne zaangażowania, bez wątpienia nastrój miejsca – prawdziwej świątyni sztuki – udzielił się i zobowiązał:)
Gracze podczas pracy…
I prezentacja gotowych dzieł wraz z komentarzem…
Ostatnie zadanie było już w poważniejszym klimacie, bardziej wiedzowym, wymagającym, mnie osobiście kojarzącym się ze sprawdzianem z historii w szkole… Mapka konturowa i zaznaczanie galicyjskich miast… Asumpt do tej naukowości dało miejsce – dziedziniec Akademii Umiejętności, miejsca również nawiązującego do czasów galicyjskich.
A to już zakończenie, w tym samym miejscu, w którym rozpoczynaliśmy zabawę.
Ogromnie, ogromnie miłym akcentem był poczęstunek gorącą herbatą z sokiem oraz pokrojonymi obwarzankami i resztą pishingerków:) Na pewno wszyscy, po ponad godzinie biegania po mrozie docenili taki prosty ale krzepiący posiłek. Powiem szczerze – nie było to nic wyszukanego ani kosztownego, ale wszyscy organizatorzy imprez (nie tylko gier miejskich) powinni pamiętać, że naprawdę niewiele trzeba żeby wspomnienia z zabawy były jeszcze lepsze, brawo!
No i na koniec podsumowanie merytoryczne gry z wykorzystaniem rzutnika i ogólnie – fajnych możliwości, jakie dawało to piękne pomieszczenie w piwnicach. Organizatorki wyjaśniły i doprecyzowały akcenty galicyjskie występujące w grze.
Na koniec nastąpiło rozdanie nagród, były to piękne książki o starożytnym Egipcie, żałowałam, że były tylko dla dzieci przeznaczone;) (dla dorosłych będzie darmowa wejściówka na wystawę w MCK). Cieszy fakt, że nagrody były, to bardzo istotny element w każdej grze. Oczywiście nie każdego organizatora gry na to stać, nie zawsze jest na to budżet (w tym przypadku mieliśmy darmową grę, finansowaną „odgórnie”) jednak nawet przy najmniejszym budżecie warto zadbać o symboliczne choćby nagrody. To ważniejsze niż by się wydawało;)
Podsumowując:
Gra miała charakter edukacyjny, wybitnie tematyczny (związki Galicji z Krakowem) i myślę, że temat został zrealizowany.
Nie była to jednak gra fabularna, scenariuszowa. Owszem, pojawiły się lokacje interaktywne nie było tylko biegania z karta i ołówkiem – za co naprawdę duży plus (tutaj rożnie bywa z poziomem reprezentowanym przez organizatorów gier miejskich…) ale myślę, że ten potencjał można by w przyszłości wykorzystać jeszcze lepiej. Osobiście jestem zwolennikiem stylu fabularyzowanego, zwłaszcza, jeśli nie spodziewamy się ogromnej liczby uczestników w grze. Rozumiem przez to przede wszystkim aktorskie podejście do poszczególnych lokacji oraz choćby symboliczne powiązanie ich ze sobą nie tylko tematem ale tez fabułą, ciągiem przyczynowo-skutkowym.
Jeśli chodzi o mechanikę gry, to zastosowano rozwiązanie dosyć ryzykowne;) Otóż poszczególne zespoły rywalizowały ze sobą tylko i wyłącznie na czas (kto pierwszy ukończy grę, ten wygra, nota bene na końcu okazało się, że wygrali wszyscy, z racji – jak mniemam – niewielkiej liczby uczestników). Oczywiście nie ma w tym nic złego, (domyślam się, ze mogło to mieć związek z zimowa jeszcze porą…) jednak należy sobie zdawać sprawę z ograniczeń występujących w takim wariancie. Otóż rywalizacja tylko i wyłącznie na czas może pozbawić przyjemności delektowania się samą grą jako taką, chłonięcia piękna odwiedzanych miejsc i poznawania ich, a poza tym, w przypadku zadań na kreatywność, powstaje pewna sprzeczność. Ja odczułam ten dysonans w przypadku projektowania logo – z jednej strony chciałoby się pomyśleć postarać, porysować;) z drugiej – presja czasu, tak więc albo jedno albo drugie trzeba potraktować mniej poważnie. (Jednocześnie dodam, że ta kwestia została lepiej rozwiązana w przypadku lokacji w Pałacu Sztuki, jednak gdyby było więcej uczestników, problem byłby prawdopodobnie podobny – ale nie wnikajmy już tak mocno w szczegóły;)).
Na pewno dużym plusem budującym dramaturgię było pozyskiwanie informacji gdzie udać się dalej dopiero na poszczególnych punktach (bez wykazu punktów w otrzymywanym na początku formularzu gry). Bardzo dobre rozwiązanie jeśli chodzi o mechanikę gry, jednak nigdy nie zdecydowałabym się na pozostawienie kopert dla graczy zupełnie bez opieki;)
Miałabym jeszcze jedno zastrzeżenie – na samym początku gra skierowała uczestników dość daleko od miejsca startu, mieli do przejścia spory kawałek, wręcz biegli, co widać na zdjęciu, tempo gry było wysokie i bardzo dobre. Jednakże zaraz się okazało, że następny punkt jest… na drugim krańcu Starego Miasta;) Wiem, że punkty pasowały do siebie tematycznie, jednak na przyszłość sugerowałabym w analogicznej sytuacji zrobić przynajmniej jakiś antrakt po drodze by uniknąć odcinków bardzo długiego marszu, który nie tylko po prostu męczy, ale nieco gasi dynamikę zabawy i obniża morale;)
Ogólnie oceniam grę pozytywnie, w swojej kategorii była przygotowana z dużą dbałością o detale i z kilkoma naprawdę ciekawymi rozwiązaniami. Zakończenie – bardzo na plus! Gratulujemy organizatorom i do następnej gry:)
Tymczasem wszystkich zainteresowanych zorganizowanym na swoje potrzeby gry miejskiej, terenowej lub w obiekcie zamkniętym zapraszam do naszego działu o grach🙂
Marta Frankowska-Luty Znajdź nas w Google+