Podziemny Rynek w Krakowie – wystawa

Koniecznie obejrzyjcie filmiki! One być może zachęcą Was jeszcze bardziej do wizyty pod płytą krakowskiego Rynku Głównego, bo niezależnie od wszystkiego warto zobaczyć tę unikatową w skali europejskiej wystawę. Ale ten blog nie jest po to, by bezkrytycznie opiewać wszystko, cokolwiek stanowi w Krakowie interesującą nowość. Zaliczywszy już kilka wizyt w krakowskich podziemiach mogę podzielić się nie tylko pochwałami (nagrywając filmik w obecności personelu muzealnego z którym wszak dobrze żyć trzeba, zdecydowanie łatwiej skupić się na pozytywach;)) ale i zastrzeżeniami. Ale najpierw kilka pochwał:) Z DNIEM 4.12.2010 ZOSTALIŚMY POPROSZENI O USUNIĘCIE OBU FILMIKÓW O WYSTAWIE PODZIEMNEJ Z BLOGA, JAKO ŻE ZGODNIE Z OBECNIE OBOWIĄZUJĄCYM REGULAMINEM WYSTAWY, FILMOWANIE (W PRZECIWIEŃSTWIE DO FOTOGRAFOWANIA) JEST TAM ZABRONIONE. OCZYWIŚCIE Z REGULAMINAMI NIE MOŻNA POLEMIZOWAĆ;) MAMY NADZIEJĘ, ŻE KTO BYŁ ZAINTERESOWANY, ZDĄŻYŁ ZOBACZYĆ, OBECNIE OBA FILMIKI ZNAJDUJĄ SIĘ W NASZYCH PRYWATNYCH ZBIORACH NA WIECZNĄ RZECZY PAMIĄTKĘ:) No tak, hologramy hologramami – z pewnością – podobnie jak ekran parowy czy inne jeszcze cudeńka są wabikiem dla spragnionych wrażeń. Tylko niestety momentami można odnieść wrażenie przerostu formy nad treścią, choćby właśnie ekspozycja hologramowa zdaje się być w tę treść zastanawiająco uboga. Niejeden sympatyczny gadżet, z pewnością kosztowny i zajmujący całkiem spora powierzchnię wystawienniczą robi wrażenie kiepsko zagospodarowanego. Owszem, to miłe, że na jednym z ekranów średniowieczny porządkowy z Rynku każe nam się wynosić;) oraz – że na ekranie stanowiącym tło dla bałwanów solnych i bochnów ołowiu jedzie zaprzęg i przemyka jeżyk, ale… czuć jednak patrząc na ten ekran spory niedosyt. Owszem – poczucie humoru się chwali – ale czy nie można było jeszcze jakoś tej fabuły urozmaicić, wzbogacić? Myślę, że wielu turystów patrząc na wóz i jeża li tylko może czuć niedosyt. Takich momentów jest więcej – można odnieść wrażenie, że to kosztowne ozdobniki stanowiące swego rodzaju sztukę dla sztuki – efekciarstwo na siłę z niedopracowaną treścią. Kolejnym tego przykładem jest multimedialna ruchoma makieta dawnego Krakowa, która chyba więcej zaciemnia niż wyjaśnia. Tak, czepiam się, wiem, ale takie moje prawo:) Kolejny mankament, to nadmiar wrażeń dźwiękowych rozpraszający uwagę i chwilami uniemożliwiający (!) zrozumienie przewodnika, który jest dosłownie zagłuszany głosem lektora czytającego tam i z powrotem treść aktu lokacyjnego miasta Krakowa. Również nie bardzo rozumiem idei grającego w koło Macieju i to głośno hejnału. Owszem, niech się rozlega, ale czemu bez ustanku? Choć trzeba oddać sprawiedliwość, że głosy użytkowników Kramów Bogatych są inspirujące i mają s sobie „to coś”. Wystawa została oddana zwiedzającym nie w pełni ukończona i każda wizyta przynosi coś nowego. Oczywiście w większości – w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nowe ekran, nowe stanowiska interaktywne… Ale jakież było moje zaskoczenie, kiedy zauważyłam popękane (w drobny mak) szklane płyty, pod którymi prezentowane są piękne makiety i po których się chodzi. Czyżby któryś turysta miał wyjątkowo pancerne buty? Mam też pewne uwagi co do kompozycji wystawy: „kapsuły czasu” prezentujące ciekawe filmiki o średniowiecznym Krakowie moim zdaniem powinny znajdować się nie przy końcu, a przy początku trasy (choć być może takie ich ulokowanie wynika z przyczyn technicznych). Przy końcu trasy znajdują się portrety królów „na wesoło” – no cóż, nieszczególnie mnie rozweseliły, zrobiły raczej wrażenie upchniętych tam „na doczepkę” i niedopracowanych jeśli chodzi o pomysł. Wybaczcie narzekanie, ale myślę, że od wszechobecnych ochów i achów nad wystawą jest nam już nam wszystkim blisko do cukrzycy;) więc kilka krytycznych myśli przed wizytą pozwoli zobiektywizować podejście. A Wam jak się podoba wystawa? Czekam na komentarze!