11 listopada – śmierć na Rynku w Krakowie

Tym razem nie będzie o patriotycznych ceremoniach i świętowaniu, ale o czymś zupełnie innym. O pewnej uciesze gawiedzi, która zabawiała dzisiaj na Rynku Głównym w Krakowie rzesze spacerowiczów. O Śmierci. Śmierć stoi sobie nie po raz pierwszy zaraz przy wejściu głównym do Bazyliki                                       Mariackiej i oczywiście zbiera pieniądze. Wykonuje rożne miny i pozy a przede wszystkim stanowi „photo opportunity” dla roześmianych przechodniów. Zwłaszcza dla dzieci. Ze zdziwieniem zauważyłam, że młodzi rodzicie z małymi dziećmi, także takimi w wózkach, są szczególnymi entuzjastami tej postaci. Bez żadnych oporów podprowadzają swoje pociechy by pozowały do zdjęcia z ostrzem kosy na gardle. Dzisiaj byłam świadkiem sceny, kiedy wyraźnie zachwyceni rodzice podjechali do Śmierci wózkiem w którym siedziało małe dziecko, być może oczekiwali jakiejś zabawnej interakcji, może chcieli zrobić zdjęcie. Nie udało się, maluch najwyraźniej przestraszył się ponurej osobistości i zaczął natychmiast płakać. Scenkę uwieczniłam na zdjęciu poniżej. Nie pierwszy raz ukazały się moim oczom takie widoki. Nieodmiennie zastanawia mnie robienie sobie żartów ze śmierci i zastanawiam się, czy wynika to z nonszalancji, nieświadomości (ładne słowo zastępujące głupotę) czy może desperacji. Szczególnie w listopadzie – miesiącu zadumy nad tajemnica śmierci  i nawiedzania cmentarzy to zjawisko daje do myślenia. Czy śmierć jest czymś dobrym, zabawnym, wesołym, wartym adoracji i postawienia tuż u wrót wielkiego kościoła  który – jak każdy kościół – przypomina (ludziom wierzącym – chrześcijanom) o tym, ze człowiek jest powołany do życia, nie do śmierci? Jestem przekonana, że halołinowe przebieranki i inne niewinne zabawy ze śmiercią tak naprawdę nie umniejsza ani odrobiny jej tajemnicy, grozy i majestatu. Nie gorszę się, nie pomstują ani ciskam gromów – po prostu rzucam hasło do listopadowego zamyślenia;) Z „kumplowsko wyglądającą” Śmiertka spod wrót Mariackiej Bazyliki w tle… rel=”author”